Scenariusz dla Jezusa Zbawiciela (zdechłam XD)
Na początku przepraszam za moją strasznie długą nieobecność. "Trochę" brakowało mi weny. Postaram się to wszystko szybko nadrobić! HWAITING!
Miłego czytania!
Leniwie przeciągnęłaś
się na łóżku. Trochę zaspałaś, nie wiedziałaś dlaczego budzik wcale cię nie
obudził, tak jak zwykle. Okazało się że jest wyłączony.
Poszłaś do kuchni
ledwo przytomna. To co zobaczyłaś przeszło twoje oczekiwania.
Na całej podłodze
była rozsypana mąka, na blacie leżało rozbite jajko, na desce do krojenia było ok.
6 noży –każdy wysmarowany dżemem.
Twoje nerwy sięgały
zenitu.
- Kris!!
Cisza. Zdziwiłaś
się że go tu nie ma. Wyruszyłaś ku poszukiwaniu swojego chłopaka. Najpierw
zwiedziłaś całe piętro.
- Kris!!! Yifan!
Ktoś musiał ci wyjaśnić
co stało się w kuchni. A to bez wątpienia tą osobą musiał być Kris.
Zbiegłaś na dół po
schodach. Wchodząc do salonu uderzyłaś się w mały palec u stopy i przez to
chwile siadłaś na fotelu.
- Zabije go kiedyś-
mruknęłaś pod nosem trzymając się za palec u nogi.
Jeszcze bardziej
wkurzona wyszłaś na werandę. Zdziwiłaś się. Była ona przyozdobiona kwiatami,
konkretniej różowymi forsycjami. Było ich tak dużo że prawie nie dochodziło tu
światło. No i coś w tym momencie przestało ci się zgadzać…
Wtedy zza forsycji
wybiegł Kris i postawił nogę na pierwszym schodku. Jednak niefortunnie potknął
się. Na całe szczęście utrzymał równowagę i uklęknął na jednym kolanie na
ostatnim schodku.
Wyciągnął w twoją
stronę ręce z bukietem białych konwalii.
Mimo złości uśmiechnęłaś
się. Kris miał coś mówił i kiedy podniósł na ciebie wzrok zaciął się. Jego mina
w tamtym momencie była nie do opisania.
- Jagi…?
- Słucham?- zmarszczyłaś
brwi.
- Czesałaś się
dzisiaj?
- Niee…
- Widać.
Kris wstał i
podszedł do ciebie po czym się nachylił w przód przyglądając twojej twarzy.
- Może najpierw
się uczesz?
Oburzyłaś się, ale
mimo to nieco cie rozśmieszył. Mówił to z niepewnym śmieszkiem i bardzo… „delikatnie”.
Nic nie mówiąc już
więcej wziął cię na ręce i pomimo twoich protestów zaniósł do łazienki.
- Musisz
przynajmniej się uczesać!- krzyknął- Przyniosę ci ubranie!
Westchnęłaś. Do
czego doszło żeby twój chłopak kazał ci się „ogarnąć”. No ale nie spodziewałaś
się że przygotuje jakaś niespodziankę.
Kris postawił pod
drzwiami łazienki torebkę upominkową. Szybko stamtąd zniknął.
Zdziwiłaś się
jeszcze bardziej nowa sukienka i butami. Na dodatek wszystko wyglądało na to że
on to dokładnie przemyślał. Chyba za dobrze cię znał…
Teraz już nawet
nie mogłaś się na niego złościć, tak się starał.
Ubrana i (przede wszystkim)
uczesana wyszłaś na werandę. Kris zrobił powtórkę we wręczeniu ci kwiatów.
-O co tak
właściwie chodzi?- uśmiechałaś się niepewnie.
-Nie podoba ci
się?- zdziwił się.
-N-nie o to
chodzi! Po prostu pierwszy raz tak… Jest.
-Właśnie, kiedyś
trzeba zacząć. _______, nie pytaj tyle.
- Oświadczasz mi
się?
Kris zrobił się cały
czerwony na twarzy i strzelił mi palcem w czoło.
-Pabo!- denerwował
się.
Złapał mnie za
rękę i zbiegliśmy ze schodów. Zaraz za górą forsycji stał stolik na którym było
własnoręcznie wykonane przez niego śniadanie. To było widać, gdyś te same fruwające
składniki znajdowały się obecnie w całej kuchni.
- Jejku, Kris…-
rozczuliłaś się.
- To nadal nie są
oświadczyny…!- krzyknął od razu i szybko posadził ciebie na krześle- Smacznego
śniadania.
Usiadł naprzeciwko
i oparł się łokciem o stolik. Długo ci się przyglądał. Ty za to podziwiałaś
wszystko na około, szczególnie werandę. Już wiedziałaś kto będzie musiał
zbierać te wszystkie forsycje kiedy już zwiędną… Nie kto inny jak ty.
- Możesz w końcu
zacząć jeść, Pabo?- powiedział unosząc jedną stronę ust i lekko przymykając jedno
oko.
Wzięłaś ciastko (???)
i ugryzłaś niepewnie. Aż cię zdziwiło to że było jadalne.
- I jak?- spytał
podekscytowany.
- Fajne.
- Fajne?- zaśmiał
się lekko zdenerwowany.
- Fajne.
Widziałaś jego
minę i nie mogłaś się powstrzymać od chichotu. Kris musiał być bardzo komplementowany
żeby coś z tego wyszło… Szczególnie kiedy się starał.
- Mmm… Bardzo
smaczne- uśmiechnęłaś się jedząc kolejne ciastko.
- Ha! – zerwał się
z krzesła po czym znowu usiadł- Kris hwaiting, Kris, Kris…
Był taki zabawny. Kompletnie
nie wiedziałaś co planuje. Najpierw rozmawialiście o jego koncepcji.
- Zrezygnowałem z
nagrań i zostałem w domu żeby w końcu zająć się nami. Jak ci się podoba?
- Jesteś cudowny.
Kris zaśmiał się
zawstydzony i poprawił włosy. Wyglądał tak pięknie że kolejny raz się na niego
zapatrzyłaś.
Kiedy skończyło
się wam jedzenie, Kris złapał cię za rękę i kazał wstać. Wtedy uklęknął przed
tobą na kolanie.
- To nadal nie są
oświadczyny…- zaznaczył na początku.
Zaśmiałaś się.
- Więc co to?- twoje
policzki zrobiły się całe czerwone.
Kris zaczął wiązać
sznurówkę w swoim bucie. Ty musiałaś znowu usiąść na krześle ze śmiechu.
- Wybacz – sam zaczął
się śmiać i zrobił się cały czerwony- Nie chciałbym się zabić.
Oznajmił że na
cały dzień jedziecie na miasto. Zwiedzaliście wszystko co się da, poszliście na
film do kina, nawet do zwyczajnej kawiarenki na gorącą czekoladę, gdzie Kris
nie zwracał uwagi na fanki.
- Ignoruj je.
Dzisiaj liczymy się tylko my…
Spacerowaliście po
molo, a kiedy słońce zaczęło zachodzić usiedliście na plaży i wpatrywaliście w
zachód słońca.
-Nigdy nie
przyglądałam się temu jak słońce zachodzi…- powiedziałaś - Dużo straciłam.
- Nigdy? Musimy to
powtórzyć jeszcze raz i kolejny. Cudownie jest prawda?
- Z tobą wszędzie
jest cudownie.
Kris objął cię
ramieniem i z uśmiechem pocałował w czoło. Uznał że szkoda jeszcze iść stąd
więc leżeliście na piasku i nawet kiedy zrobiło się ciemno nie chcieliście się
stąd ruszać. Gwiazdy były równie piękne.
- Spadająca
gwiazdka! – krzyknęłaś.
-Wiesz że to nie
koniecznie jest spadająca gwiazda…
-Cicho!
Przerwałaś jego
filozofie i zamknęłaś oczy. Pomyślałaś o tym żeby zawsze już było tak jak dzisiaj.
Żeby zawsze Kris był z tobą.
Jeszcze chwilę
posiedzieliście na piasku i postanowiliście wracać do domu.
Zanim doszliście
do samochodu Kris znowu padł na jedno kolano.
- Zawiąż sobie te
buty raz a dobrze, okej?- zaśmiałaś się i założyłaś ręce na biodra.
Kris podniósł
głowę do góry po czym wyciągnął ręce w twoją stronę.
Serce zaczęło ci
bić mocnej a on patrzył na ciebie z takim przejęciem.
Lekki podmuch
wiatru rozwiał twoje włosy.
- Teraz to są
oświadczyny- uśmiechnął się lekko.
Wziął twoją dłoń i
włożył na ci na palec pierścionek. Ty nie mogłaś oderwać od niego wzroku.
- Pabo, wyjdź za
mnie- ucałował twoją dłoń.
Wpadłaś mu w
ramiona mimo że nadal klęczał na piasku.
- Będę twoją gwiazdką,
Pabo.
- Yifan…
- Tak?
- Kocham cię.
Kris pocałował cię
delikatnie. Zauważył że masz lekko załzawione oczy. Wytarł twoje policzki z łez
i mocno cię przytulił. Zaniósł cię do samochodu i po drodze obiecał…
- Pamiętaj że twoja gwiazdka nigdy nie spadnie, Pabo.
~Sungmi