niedziela, 22 czerwca 2014

Gigwang ~ White Cat



Scenariusz dla Drasta.

Przepraszam że musiałaś tak długo czekać. Wena ostatnio się mnie nie trzyma, naprawdę :(
Mam nadzieję że ci sie spodoba. Nie wiem czy jest dobry bo nie bardzo znam Gigwanga xD

I parę słów od Linyong, która przeprasza że nic nie dodaje ale z powodów osobistych nie może na razie nic napisać, ale niedługo nadrobi wszystko :)

***

                Ile razy jeszcze będzie przekładał to spotkanie? To już trzeci raz kiedy on się ze mną umawia a potem nagle mówi że „dzisiaj nie może”, „za tydzień”, „wybacz, coś mi wypadło”. Mam dość takiego czegoś.
- Wyjdziemy gdzieś dzisiaj?
Gigwang właśnie do mnie zadzwonił. Tego chyba było już za wiele, prawda?
- Dzisiaj nie mogę. Może za tydzień- powiedziałam spokojnie, udając że właśnie coś robię i wcale nie spaceruję po mieście z puszką coli w dłoni.
- Ale… _______, to ważne.
- Nie mogę.
- Błagam, to sprawa życia i śmierci – lekko się zaśmiał.
- Naprawdę nie. Mogłam trzy razy wtedy a dzisiaj na serio nie mogę.
- _______... Jesteś pewna?- słyszałam w jego głosie lekkie zmartwienie i rozczarowanie. Może teraz serio mu zależało?
- Eh… Na parę minut mogę przyjść.
- Naprawdę?! – od razu się ucieszył – Dziękuje, dziękuje! _______, przyjdę dzisiaj pod twój dom o 20:00!
- Dobrze.
- Do zobaczenia!- rozłączył się.
Westchnęłam jeszcze raz. Chyba jestem dla niego za dobra.
                Zastanawiał mnie fakt, dla którego poświęciłam resztę dnia… Musiałam to przemyśleć czy naprawdę wyjść czy skłamać i odegrać się na nim mówiąc że „dzisiaj jednak coś mi wypadło”. Ale chyba nie jestem aż taka podła, prawda?
                Okazuje się że jestem. A przynajmniej miałam w planach. Kiedy tylko na zegarku wybiła 20:00, usłyszałam pukanie do drzwi. Był bardzo punktualny, tego wieczoru. Właściwie…
Właściwie to znamy się już długo. Rok temu skończyliśmy tą samą szkołę ale nadal się spotykaliśmy. Pomiędzy nami była tylko przyjaźń, wzajemnie zaufanie albo chociażby sam fakt że spotykaliśmy się wieczorami prawie w każdy weekend. Tylko te ostatnie tygodnie naprawdę mnie denerwowały…
Otworzyłam drzwi i chciałam rozpocząć od mojego monologu o tym jak bardzo się śpieszę i że ma tylko chwilkę po czym zamknąć dom i iść byle gdzie. Jednak dobrze że tego nie zrobiłam. Byłam o krok od Gigwanga i jego uśmiechniętej twarzy. Przed sobą trzymał różowe pudełko z dziurkami po bokach, przewiązanego różową wstążką.
- Śliczną masz sukienkę – powiedział na powitanie.
- Dzięki, ty też…- po chwili sobie uświadomiłam jak bardzo wybił mnie z tropu. Zaczął się śmiać. Jego nieźle dopasowany garnitur dało się nazwać sukienką? Zaczęłam się śmiać tak samo jak on- Wybacz, trochę jestem zaskoczona.
- Zaskoczona? A czym?- spytał podchodząc do mnie i obejmując jednym ramieniem z uśmiechem- To tylko spotkanie. Jak zawsze.
- Ale… Co trzymasz w tym pudełku? Zdechłego kota?
Gigwang zrobił w pewnej chwili wielkie oczy i kaszlnął lekko. Zabrał ze mnie rękę i poprawił marynarkę. Odwrócił się i „dyskretnie” zajrzał do środka.
- Jeszcze nie- odparł z uśmiechem na tyle szerokim że nie dałoby się odróżnić dwóch kresek od jego oczu.
- Jeszcze?!
Zamknął za mną drzwi po czym złapał pod rękę i sprowadził po schodach. Nadal patrzyłam na niego nieco przerażona oczekując wyjaśnień. Po chwili wręczył mi pudełko. Było nawet ciężkie, a mało tego o mało go nie upuściłam bo coś ruszyło się w środku. Mogłam się tylko domyślać…
-Kot- powiedziałam zwyczajnie kiedy tylko otworzyłam pudełko. W środku siedział malutki, biały kotek z dzwoneczkiem na szyi przywiązanym również różową wstążką. Jego wielkie oczy wpatrywały się we mnie tylko po to by zaraz wydać z siebie urocze i cichutkie „miau”- Kotecek!
Z pomocą Gigwanga wyjęłam kota z pudełka. Od razu przytuliłam go do siebie. Był taki puszysty i wdzięczny że totalnie się nad nim rozczuliłam.
- Skąd go masz?- spytałam nie przestając głaskać pupila.
- Kupiłem dla ciebie. Pomyślałem że to idealny prezent, chociaż dziwnie mówić o czymś co żyje jak o rzeczy… Ale jest twój- Gigwang pogłaskał kotka i przy okazji delikatnie dotknął mojej dłoni.
Uśmiechnął się po raz kolejny. Poczułam że moje policzki robią się czerwone. On za to odłożył pudełko na schody i usiadł tam. Siadłam zaraz obok niego i położyłam kotka na kolanach. Chciał się bawić i ciągle gryzł mi palca. Śmialiśmy się z tego.
                Na dworze było bardzo przyjemnie. Siedzieliśmy w ciszy i cieszyliśmy się z tego co robił kot. W końcu uznałam że trzeba mu wymyślić imię.
- Masz już jakiś pomysł?- spytał Gigwang spoglądając na mnie.
- Chyba…- zamyśliłam się nieco i spojrzałam w gwiazdy na niebie- Ace.
- Ace?
- Tak jakoś.
- W sumie… Jest biały… Niby może być.
- To zostanie Ace.
Gigwang wstał i podał mi rękę. Trzymając w jednej ręce kotka drugą podałam jemu. Wstałam i spojrzałam na niego pytająco. Nadal nie puszczał mnie, parzył tak troskliwie że sama się na niego zapatrzyłam.
- Chciałem dać ci Ace dlatego żeby ci o mnie przypominał- powiedział niskim głosem i podszedł nieco bliżej- To dlatego że jutro muszę wyjechać.
- Wyjeżdżasz…? Jak to?
- Muszę zając się babcią. Podejrzewam że już nigdy tu nie wrócę.
- Gigwang… Dlaczego dopiero teraz mi to mówisz?
- Pamiętasz te trzy przełożone spotkania? Wtedy planowałem jak ci to powiedzieć i nie miałem odwagi, wcale nie chciałem cię zostawiać bo naprawdę lubię spędzać z tobą czas. Zawsze byliśmy razem a teraz… To nie to samo. Ostatecznie dzisiaj zebrałem się w sobie. Kupiłem Ace rano po to żeby ci ją dać. Mam nadzieję że ci się podoba?- uśmiechnął się.
Chciało mi się płakać. Jak to wyjeżdżał? Rozumiałam wszystko ale nadal było mi smutno. Coś ścisnęło mnie za serce.
Gigwang położył dłoń na moim czole i przysunął się twarzą do mojej. Patrzył mi się w oczy, wyglądał jakby cieszył się chwilą i nie chciał pokazywać że jest mu smutno. Czułam to.
- Mam nadzieję że to nie jest nasze ostatnie spotkanie – powiedział.
Po tych słowach pocałował mnie lekko w usta. Przymknęłam powoli powieki i kiedy już myślałam że ta chwile będzie trwać wiecznie, on ją przerwał.
Najwidoczniej wszystko ma kiedyś swój koniec, prawda?

***

                Po tych dwóch latach miałem jeszcze nadzieję. Myślałem że będzie tak jak dawniej. Dorosłem do tego żeby wyznać to co czuję słowami, nie tylko przez pocałunek. Ale tego również nigdy nie zapomnę. Wiem że ______ już dawno dorosła. Była mądra i dojrzała… Idealna. Chciałem wiedzieć co u niej. Straciliśmy kontakt rok temu. Wszystko przez to że brakowało jej czasu, tak samo mi. Kiedy tylko mogłem to dzwoniłem, ona również.
                Dzisiaj chciałem zrobić jej niespodziankę. Bardzo się cieszyłem że wreszcie wracam do tego miasta. Byłem ciekawy co u Ace i ______. Widziałem że Ace już nie był biały, miał na grzbiecie brązowe akcenty. Wyrósł z niego bardzo ładny kot.
                Byłem głupi ale czułem się jakbym wracał do żony i dziecka, a nie do przyjaciółki i kota. Ot, głupie wyobrażenie. ______ mogłaby być moją żoną. Bardzo bym tego chciał.
                Nabrałem powietrza w płuca. Bardzo się denerwowałem. Chciałem już teraz, koniecznie teraz się z nią zobaczyć.
Zapukałem do drzwi. Kolana mi się ugięły kiedy usłyszałem czyjeś kroki. Przekręcanie kluczem, naciśnięta klamka. Drzwi otworzyły się przede mną lekko.
Ku mojemu zdziwieniu nie zauważyłem w nich żadnej znajomej osoby. Była to kobieta w średnim wieku. Przyglądała mi się dość wrednie.
- Przepraszam… Czy zastałem _______?
- Ta młoda dziewczyna?
- T-tak… Mieszkała tutaj z rodzicami ale chyba…
- Nie mieszka, już. Dosłownie przed sekundą wyszła stąd zabierając ostatnie rzeczy. Z tego co mi wiadomo przenieśli się do innej części tego miasta. Ale nic straconego, może jeszcze ją złapiesz. Poszła chyba w prawo.
- Dziękuje.
Zbiegłem ze schodów i ruszyłem w stronę którą wskazała mi kobieta. Nie mogłem uwierzyć w to że minęliśmy się. To chyba była dłużej niż sekunda, prawda?
Ale jak miałem ją znaleźć? Była sama, więc żeby przedostać się do innej części miasta musiała iść na przystanek. To chyba miało jakiś sens.
                Zmęczyłem się tym biegiem, ale nadal nie dawałem za wygraną. Najbardziej się ucieszyłem kiedy ujrzałem ________. Zniknęła w tłumie ludzi, dopiero co wsiadając do autobusu. Nie miałem 100% pewności ale… tylko nadzieję. Przyśpieszyłem ale kierowca autobusu chyba uznał że jest już za dużo ludzi i na mnie nie poczeka. Byłem wściekły.
Jeszcze parę metrów biegłem za autobusem.
Koniec. Poddaje się. Za bardzo mnie to zmęczyło. Mogłem do niej zadzwonić ale od wczoraj nie wiedzieć czego jej numer nie odpowiadał. Mogła zmienić numer?
Powiedziałaby mi.
Czyli jednak wszystko ma swój koniec…

***

                Przepchnęłam się do samego końca i spojrzałam przez tylną szybę. Wiedziałam że to nie mogło mi się przywidzieć. To na pewno był on. To był Gigwang.
Kolejny raz przepchnęłam się do przycisku w autobusie, po drodze przepraszając ludzi. Przycisk alarmował kierowcy żeby się zatrzymał. Niecierpliwie czekałam aż otworzą się drzwi. W końcu wybiegłam na ulicę.
O mało co nie wpadłam pod samochód. Fakt że czerwone światło pozwoliło kierowcy otworzył drzwi można było pominąć. Ale inna sprawa działa się na drugim pasie. Tam oczywiście nadal było zielone bo kierowcy jechali w bok.
Powiew wiatru zasłonił mi włosami oczy. Samochód szybko przejechał koło mnie ale ja i tak nic nie czułam po za chłodem i uściskiem na moich ramionach. Powoli otworzyłam oczy. Czyjaś dłoń zabrała mi kosmyki włosów z twarzy.
- Zmieniłaś numer?
Byłam wniebowzięta. Gigwang zasłonił mnie tuż przed tym autem. To był on. Naprawdę myślałam że go już nie zobaczę. Ale…
Zaśmiałam się. Upuściłam torbę z rzeczami z mojego starego domu i przytuliłam go od razu.
Co z tego że na środku ulicy.
Autobus za nami ruszył. Gigwang zabrał moją torbę i zeszliśmy na chodnik.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. On odłożył moje rzeczy i znowu mnie do siebie przytulił. Zrobiło mi się ciepło na sercu, wiedziałam że on czuje to samo.
- Tak się cieszę- powiedział wzdychając głęboko – Jak dobrze że cię widzę.
- Też się cieszę… Skąd się tu wziąłeś?- odsunęłam się od niego lekko żeby zobaczyć jego twarz.
- To miała być niespodzianka. Ale co z twoim telefonem?
- Ostatnio nie mam telefonu bo zgubiłam go gdzieś w autobusie… Eh. Jak dobrze że tu jesteś.
- Zawsze byłem… Zawsze miałem nadzieję że to nie koniec.
- Wszystko kiedyś się kończy. Więc to dopiero początek…
- Zdecydowanie się z tobą zgadzam, Jagi.
Gigwang położył dłonie na moich policzkach i przysunął się bliżej. W końcu pocałował mnie delikatnie. Z każdym jego dotykiem czułam to jaka mocna nić nadal nas wiąże. Nikt nie był w stanie jej przerwać…


~Sungmi

Imię dla kota wzieło mi się jakoś od tego że czytałam o nazwie fanclubu Gigwanga, "Ace's".

1 komentarz:

  1. Spokojnie, nic nie szkodzi : p
    Przeboski scenariusz, warto było czekać *o* Gigwang taki kochany i słodki ♥♥♥ Straaaasznie mi się podoba :3 Dziękuję ♥

    OdpowiedzUsuń