Scenariusz dla Drasta.
Przepraszam że musiałaś tak długo czekać. Wena ostatnio się mnie nie trzyma, naprawdę :(
Mam nadzieję że ci sie spodoba. Nie wiem czy jest dobry bo nie bardzo znam Gigwanga xD
I parę słów od Linyong, która przeprasza że nic nie dodaje ale z powodów osobistych nie może na razie nic napisać, ale niedługo nadrobi wszystko :)
***
Ile
razy jeszcze będzie przekładał to spotkanie? To już trzeci raz kiedy on się ze
mną umawia a potem nagle mówi że „dzisiaj nie może”, „za tydzień”, „wybacz, coś
mi wypadło”. Mam dość takiego czegoś.
- Wyjdziemy gdzieś dzisiaj?
Gigwang właśnie do mnie zadzwonił. Tego chyba było już za
wiele, prawda?
- Dzisiaj nie mogę. Może za tydzień- powiedziałam spokojnie,
udając że właśnie coś robię i wcale nie spaceruję po mieście z puszką coli w dłoni.
- Ale… _______, to ważne.
- Nie mogę.
- Błagam, to sprawa życia i śmierci – lekko się zaśmiał.
- Naprawdę nie. Mogłam trzy razy wtedy a dzisiaj na serio
nie mogę.
- _______... Jesteś pewna?- słyszałam w jego głosie lekkie
zmartwienie i rozczarowanie. Może teraz serio mu zależało?
- Eh… Na parę minut mogę przyjść.
- Naprawdę?! – od razu się ucieszył – Dziękuje, dziękuje!
_______, przyjdę dzisiaj pod twój dom o 20:00!
- Dobrze.
- Do zobaczenia!- rozłączył się.
Westchnęłam jeszcze raz. Chyba jestem dla niego za dobra.
Zastanawiał
mnie fakt, dla którego poświęciłam resztę dnia… Musiałam to przemyśleć czy
naprawdę wyjść czy skłamać i odegrać się na nim mówiąc że „dzisiaj jednak coś
mi wypadło”. Ale chyba nie jestem aż taka podła, prawda?
Okazuje
się że jestem. A przynajmniej miałam w planach. Kiedy tylko na zegarku wybiła
20:00, usłyszałam pukanie do drzwi. Był bardzo punktualny, tego wieczoru.
Właściwie…
Właściwie to znamy się już długo. Rok temu skończyliśmy tą
samą szkołę ale nadal się spotykaliśmy. Pomiędzy nami była tylko przyjaźń,
wzajemnie zaufanie albo chociażby sam fakt że spotykaliśmy się wieczorami
prawie w każdy weekend. Tylko te ostatnie tygodnie naprawdę mnie denerwowały…
Otworzyłam drzwi i chciałam
rozpocząć od mojego monologu o tym jak bardzo się śpieszę i że ma tylko chwilkę
po czym zamknąć dom i iść byle gdzie. Jednak dobrze że tego nie zrobiłam. Byłam
o krok od Gigwanga i jego uśmiechniętej twarzy. Przed sobą trzymał różowe
pudełko z dziurkami po bokach, przewiązanego różową wstążką.
- Śliczną masz sukienkę – powiedział na powitanie.
- Dzięki, ty też…- po chwili sobie uświadomiłam jak bardzo
wybił mnie z tropu. Zaczął się śmiać. Jego nieźle dopasowany garnitur dało się
nazwać sukienką? Zaczęłam się śmiać tak samo jak on- Wybacz, trochę jestem
zaskoczona.
- Zaskoczona? A czym?- spytał podchodząc do mnie i obejmując
jednym ramieniem z uśmiechem- To tylko spotkanie. Jak zawsze.
- Ale… Co trzymasz w tym pudełku? Zdechłego kota?
Gigwang zrobił w pewnej chwili wielkie oczy i kaszlnął
lekko. Zabrał ze mnie rękę i poprawił marynarkę. Odwrócił się i „dyskretnie”
zajrzał do środka.
- Jeszcze nie- odparł z uśmiechem na tyle szerokim że nie
dałoby się odróżnić dwóch kresek od jego oczu.
- Jeszcze?!
Zamknął za mną drzwi po czym złapał pod rękę i sprowadził po
schodach. Nadal patrzyłam na niego nieco przerażona oczekując wyjaśnień. Po
chwili wręczył mi pudełko. Było nawet ciężkie, a mało tego o mało go nie
upuściłam bo coś ruszyło się w środku. Mogłam się tylko domyślać…
-Kot- powiedziałam zwyczajnie kiedy tylko otworzyłam
pudełko. W środku siedział malutki, biały kotek z dzwoneczkiem na szyi
przywiązanym również różową wstążką. Jego wielkie oczy wpatrywały się we mnie
tylko po to by zaraz wydać z siebie urocze i cichutkie „miau”- Kotecek!
Z pomocą Gigwanga wyjęłam kota z pudełka. Od razu przytuliłam
go do siebie. Był taki puszysty i wdzięczny że totalnie się nad nim
rozczuliłam.
- Skąd go masz?- spytałam nie przestając głaskać pupila.
- Kupiłem dla ciebie. Pomyślałem że to idealny prezent,
chociaż dziwnie mówić o czymś co żyje jak o rzeczy… Ale jest twój- Gigwang
pogłaskał kotka i przy okazji delikatnie dotknął mojej dłoni.
Uśmiechnął się po raz kolejny. Poczułam że moje policzki
robią się czerwone. On za to odłożył pudełko na schody i usiadł tam. Siadłam
zaraz obok niego i położyłam kotka na kolanach. Chciał się bawić i ciągle gryzł
mi palca. Śmialiśmy się z tego.
Na
dworze było bardzo przyjemnie. Siedzieliśmy w ciszy i cieszyliśmy się z tego co
robił kot. W końcu uznałam że trzeba mu wymyślić imię.
- Masz już jakiś pomysł?- spytał Gigwang spoglądając na
mnie.
- Chyba…- zamyśliłam się nieco i spojrzałam w gwiazdy na
niebie- Ace.
- Ace?
- Tak jakoś.
- W sumie… Jest biały… Niby może być.
- To zostanie Ace.
Gigwang wstał i podał mi rękę. Trzymając w jednej ręce kotka
drugą podałam jemu. Wstałam i spojrzałam na niego pytająco. Nadal nie puszczał
mnie, parzył tak troskliwie że sama się na niego zapatrzyłam.
- Chciałem dać ci Ace dlatego żeby ci o mnie przypominał-
powiedział niskim głosem i podszedł nieco bliżej- To dlatego że jutro muszę
wyjechać.
- Wyjeżdżasz…? Jak to?
- Muszę zając się babcią. Podejrzewam że już nigdy tu nie
wrócę.
- Gigwang… Dlaczego dopiero teraz mi to mówisz?
- Pamiętasz te trzy przełożone spotkania? Wtedy planowałem
jak ci to powiedzieć i nie miałem odwagi, wcale nie chciałem cię zostawiać bo
naprawdę lubię spędzać z tobą czas. Zawsze byliśmy razem a teraz… To nie to
samo. Ostatecznie dzisiaj zebrałem się w sobie. Kupiłem Ace rano po to żeby ci
ją dać. Mam nadzieję że ci się podoba?- uśmiechnął się.
Chciało mi się płakać. Jak to wyjeżdżał? Rozumiałam wszystko
ale nadal było mi smutno. Coś ścisnęło mnie za serce.
Gigwang położył dłoń na moim czole i przysunął się twarzą do
mojej. Patrzył mi się w oczy, wyglądał jakby cieszył się chwilą i nie chciał
pokazywać że jest mu smutno. Czułam to.
- Mam nadzieję że to nie jest nasze ostatnie spotkanie –
powiedział.
Po tych słowach pocałował mnie lekko w usta. Przymknęłam
powoli powieki i kiedy już myślałam że ta chwile będzie trwać wiecznie, on ją
przerwał.
Najwidoczniej wszystko ma kiedyś swój koniec, prawda?
***
Po tych
dwóch latach miałem jeszcze nadzieję. Myślałem że będzie tak jak dawniej.
Dorosłem do tego żeby wyznać to co czuję słowami, nie tylko przez pocałunek.
Ale tego również nigdy nie zapomnę. Wiem że ______ już dawno dorosła. Była
mądra i dojrzała… Idealna. Chciałem wiedzieć co u niej. Straciliśmy kontakt rok
temu. Wszystko przez to że brakowało jej czasu, tak samo mi. Kiedy tylko mogłem
to dzwoniłem, ona również.
Dzisiaj
chciałem zrobić jej niespodziankę. Bardzo się cieszyłem że wreszcie wracam do
tego miasta. Byłem ciekawy co u Ace i ______. Widziałem że Ace już nie był
biały, miał na grzbiecie brązowe akcenty. Wyrósł z niego bardzo ładny kot.
Byłem
głupi ale czułem się jakbym wracał do żony i dziecka, a nie do przyjaciółki i
kota. Ot, głupie wyobrażenie. ______ mogłaby być moją żoną. Bardzo bym tego
chciał.
Nabrałem
powietrza w płuca. Bardzo się denerwowałem. Chciałem już teraz, koniecznie
teraz się z nią zobaczyć.
Zapukałem do drzwi. Kolana mi się ugięły kiedy usłyszałem
czyjeś kroki. Przekręcanie kluczem, naciśnięta klamka. Drzwi otworzyły się
przede mną lekko.
Ku mojemu zdziwieniu nie zauważyłem w nich żadnej znajomej
osoby. Była to kobieta w średnim wieku. Przyglądała mi się dość wrednie.
- Przepraszam… Czy zastałem _______?
- Ta młoda dziewczyna?
- T-tak… Mieszkała tutaj z rodzicami ale chyba…
- Nie mieszka, już. Dosłownie przed sekundą wyszła stąd
zabierając ostatnie rzeczy. Z tego co mi wiadomo przenieśli się do innej części
tego miasta. Ale nic straconego, może jeszcze ją złapiesz. Poszła chyba w
prawo.
- Dziękuje.
Zbiegłem ze schodów i ruszyłem w stronę którą wskazała mi
kobieta. Nie mogłem uwierzyć w to że minęliśmy się. To chyba była dłużej niż
sekunda, prawda?
Ale jak miałem ją znaleźć? Była sama, więc żeby przedostać
się do innej części miasta musiała iść na przystanek. To chyba miało jakiś
sens.
Zmęczyłem
się tym biegiem, ale nadal nie dawałem za wygraną. Najbardziej się ucieszyłem
kiedy ujrzałem ________. Zniknęła w tłumie ludzi, dopiero co wsiadając do
autobusu. Nie miałem 100% pewności ale… tylko nadzieję. Przyśpieszyłem ale
kierowca autobusu chyba uznał że jest już za dużo ludzi i na mnie nie poczeka.
Byłem wściekły.
Jeszcze parę metrów biegłem za autobusem.
Koniec. Poddaje się. Za bardzo mnie to zmęczyło. Mogłem do
niej zadzwonić ale od wczoraj nie wiedzieć czego jej numer nie odpowiadał.
Mogła zmienić numer?
Powiedziałaby mi.
Czyli jednak wszystko ma swój koniec…
***
Przepchnęłam
się do samego końca i spojrzałam przez tylną szybę. Wiedziałam że to nie mogło
mi się przywidzieć. To na pewno był on. To był Gigwang.
Kolejny raz przepchnęłam się do przycisku w autobusie, po
drodze przepraszając ludzi. Przycisk alarmował kierowcy żeby się zatrzymał.
Niecierpliwie czekałam aż otworzą się drzwi. W końcu wybiegłam na ulicę.
O mało co nie wpadłam pod samochód. Fakt że czerwone światło
pozwoliło kierowcy otworzył drzwi można było pominąć. Ale inna sprawa działa
się na drugim pasie. Tam oczywiście nadal było zielone bo kierowcy jechali w
bok.
Powiew wiatru zasłonił mi włosami oczy. Samochód szybko
przejechał koło mnie ale ja i tak nic nie czułam po za chłodem i uściskiem na
moich ramionach. Powoli otworzyłam oczy. Czyjaś dłoń zabrała mi kosmyki włosów
z twarzy.
- Zmieniłaś numer?
Byłam wniebowzięta. Gigwang zasłonił mnie tuż przed tym
autem. To był on. Naprawdę myślałam że go już nie zobaczę. Ale…
Zaśmiałam się. Upuściłam torbę z rzeczami z mojego starego
domu i przytuliłam go od razu.
Co z tego że na środku ulicy.
Autobus za nami ruszył. Gigwang zabrał moją torbę i zeszliśmy
na chodnik.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. On odłożył moje rzeczy i
znowu mnie do siebie przytulił. Zrobiło mi się ciepło na sercu, wiedziałam że
on czuje to samo.
- Tak się cieszę- powiedział wzdychając głęboko – Jak dobrze
że cię widzę.
- Też się cieszę… Skąd się tu wziąłeś?- odsunęłam się od
niego lekko żeby zobaczyć jego twarz.
- To miała być niespodzianka. Ale co z twoim telefonem?
- Ostatnio nie mam telefonu bo zgubiłam go gdzieś w
autobusie… Eh. Jak dobrze że tu jesteś.
- Zawsze byłem… Zawsze miałem nadzieję że to nie koniec.
- Wszystko kiedyś się kończy. Więc to dopiero początek…
- Zdecydowanie się z tobą zgadzam, Jagi.
Gigwang położył dłonie na moich policzkach i przysunął się
bliżej. W końcu pocałował mnie delikatnie. Z każdym jego dotykiem czułam to
jaka mocna nić nadal nas wiąże. Nikt nie był w stanie jej przerwać…
~Sungmi
Spokojnie, nic nie szkodzi : p
OdpowiedzUsuńPrzeboski scenariusz, warto było czekać *o* Gigwang taki kochany i słodki ♥♥♥ Straaaasznie mi się podoba :3 Dziękuję ♥