wtorek, 24 czerwca 2014

Kevin ~ I'm sorry


Scenariusz dla Sayuri =^o^=

Wybacz że musiałas tyle czekać. Mam nadzieję że ci sie spodoba :3
Miłego czytania!

***

               Ta noc w klubie zapowiadała się naprawdę ciężko. Przychodziło tutaj dużo ludzi w tym napalonych mężczyzn których musiałam obsłużyć. Nic nowego.
Nie lubiłam tej pracy, ale z czegoś trzeba żyć. Brakowało mi pieniędzy na utrzymanie mieszkania. Na dodatek ostatnio rozstałam się z chłopakiem.
Myślałam że jesteśmy dla siebie stworzeni, jednak myliłam się. Kolejny raz tak się pomyliłam. Myślałam że praca w nocnym klubie dla osoby która przesiaduje do 4 w nocy z telefonem w ręku bądź przed TV będzie niczym trudnym. Tutaj także nie miałam racji.
No i ci faceci.
Ugh.
No nic, jak trzeba to trzeba. Zniosę prawie wszystko.
                Zamykaliśmy już lokal i zostałam sama z barmanem. W środku było jeszcze trochę ludzi ale oni powoli zaczęli wychodzić.
- Możesz dzisiaj zamknąć? Bardzo się śpieszę – powiedział barman- Następnym razem ja zostanę dłużej...
- Nie ma sprawy- uśmiechnęłam się lekko.
Barman rzucił do mnie kluczyki i wybiegł z lokalu nakładając w między czasie swoją skórzaną kurtkę. Czekałam chwilkę aż klienci wyszli i wtedy mogłam sprawdzić czy lokal jest pusty. Rozejrzałam się w pierwszym pomieszczeniu i poszłam do drugiego. Tam spotkała mnie niemiła niespodzianka.
- Proszę Pana, już zamykamy. Proszę już się zebrać – powiedziałam idąc w stronę nieznajomego.
Na brzegu narożnika w loży tzw. „VIP” siedział młody mężczyzna. Ubrany był w garnitur dobrze dopasowany do jego budowy. Na krawacie który niechlujnie wystawał spod marynarki była przypięta srebrna spinka. Jego biała koszula była rozpięta przy kołnierzu. Na twarzy widniały rumieńce zapewne spowodowane zbyt dużą ilością alkoholu. Właściwie… Całkiem przystojny. Był bardzo przystojny.
- Przepraszam…- podeszłam bliżej i nachyliłam się lekko nad nim- Już zamykamy i…
- Słyszałem…- odparł dość przyjemnym głosem po czym spojrzał na mnie. Rozpiął dwa guziki od swojej marynarki- Jak masz na imię?
- Bardzo mi się śpieszy, proszę już wyjść.
- Bardzo ładnie…
Nieznajomy wstał i delikatnie złapał mnie za nadgarstek. Był to dotyk którego nie powstrzymałam a powinnam to zrobić.
                Starałam się uwolnić z jego uścisku dopiero wtedy kiedy zostałam przyduszona do ściany. Nigdy w życiu bym nie pomyślała że akurat tego typu chłopak zechce mi coś zrobić. Kiedy odpychałam go na bok i krzyczałam żeby wreszcie mnie puścił zauważyłam pewien fakt…
On wcale aż tak nie napierał na mnie. Tylko i wyłącznie trzymał mnie przyduszoną do ściany. Przestałam się szarpać, to chyba mi nie pomoże jeśli jeszcze nic tak strasznego mi się nie dzieje.
Czułam od niego alkohol. Musiał być nieźle wstawiony, ale trzymał się dobrze.
Obecnie miał minę której bliżej określić nie potrafiłam. Jedynie jego oczy błądziły gdzieś po moim ciele z ciekawością lecz spokojem rejestrując każdą jego partię. Czułam się tym strasznie przytłoczona.
- Puść mnie wreszcie i wynoś się stąd- odparłam stanowczo.
- Piękna… Taka piękna…- przejechał palcem po moim udzie. Byłam za to wściekła.
Uderzyłam go momentalnie w twarz. Chłopak odsunął się i oparł o ścianę tuż obok mnie. Momentalnie od niego odeszłam.
- Wynoś się!- krzyknęłam.
- Aż tak bardzo ci się śpieszy?- zaśmiał się wkładając ręce do kieszeni od spodni. Oderwał się od ściany i chwiejnym krokiem znów szedł w moją stronę.
Co miałam robić?
Zaczęłam biec w stronę baru żeby złapać za telefon. Cholerny błąd wtedy popełniłam.
Wbiegł zaraz za mną i złapał za nadgarstek po czym odwrócił w swoją stronę. Pchnął mnie w stronę blatu i przydusił do niego obejmując jedną ręką w pasie. Od razu rzucił się na moją szyję. Poczułam na sobie jego usta.
Nie chcę żeby mnie skrzywdził.
Szarpanie chyba jednak było lepszym wyjściem. Biłam go, rozdarłam jego koszulę przy kołnierzu i nawet podrapałam jego szyję.
Ratunek przyszedł wraz z ujrzeniem dużej szklanki do piwa tuż niedaleko mnie. Złapałam ją i bez zastanowienia przywaliłam nachalnemu klientowi w głowę.
Szkło pękło i rozpadło się na około nas. Moja dłoń krwawiła lekko, chyba nieumiejętnie nawet rozbiłam szklankę. Gorzej było z jego głową. Wkrótce kropla krwi spływała po jego czole oraz nosie. Przez chwilę patrzył się na mnie ale zaraz zamknął oczy i prawie upadł na podłogę. Oparł się rękoma o krawędź blatu.
- Zadzwonię po pogotowie- powiedziałam nadal zszokowana tym co się stało.
Kiwał głową na boki, przecząco. Osunął się na podłogę i wtedy już wiedziałam że jest nieprzytomny. Wezwałam pogotowie. Wcześniej wytarłam mu twarz i przeczołgałam go aż do narożnika w pierwszej sali. Sprzątałam szkło czekając na przyjazd pogotowia. Oni z kolei dobrze się nim zajęli ale przy okazji zabrali do szpitala na obserwację.
Powiedziałabym – „więc teraz mogę spać spokojnie, już nic mi nie zrobi”, ale nawet nie pomyślałam tak. Wtedy martwiłam się o to czy nic poważniejszego mu się nie stało. Nie chciałam go krzywdzić ale nie chciałam też sama zostać skrzywdzona. Byłam winna?

 ***

                Na całe moje szczęście nikt się nie dowiedział o tym co działo się tutaj 2 dni temu kiedy napadł mnie ten chłopak. Bałam się że stracę pracę ale chyba dobrze to ukryłam.
No i faktycznie martwiłam się o NIEGO. Serio mogłam mu coś zrobić.
Dzisiaj tak jak obiecał barman, on zostawał nieco dłużej. Ja wyszłam 30 minut wcześniej. Pracowałam całą noc i wracałam nad ranem. Chciałam się zdrzemnąć i potem znowu wrócić do życia.
                Weszłam na górę po schodach. Szukałam kluczy w torebce. Miałam ochotę już zdjąć te szpilki z nóg. Spróbowałam dzisiaj wziąć wyższe ale to jednak nie dla mnie. I tak byłam pełna podziwu dla siebie za to że wytrzymałam całą noc.
Przy drzwiach ogromnie się zdziwiłam. Na mojej wycieraczce leżał ogromny bukiet róż. Podniosłam go i obejrzałam na około. Dla pewności rozejrzałam się po czym weszłam do domu i zamknęłam drzwi od środka.
Róże? Dla mnie? Serio…?
Pierwszy raz się z takim czymś spotkałam. Nawet mój były mi takich nie kupił. To było coś co zmuszało dziewczynę do myślenia o tym że jednak jest w pełni kobietą. Naprawdę przyjemny upominek, tym bardziej że nawet nie wiedziałam od kogo one są.
Usiadłam w kuchni na krześle i zaczęłam szukać w różach wskazówki. Znalazłam tam karteczkę. Była zgięta w pół. Oderwałam ją od kwiatków i odłożyłam je na bok. Z lekkim dreszczykiem emocji otworzyłam karteczkę.
„ Przepraszam za swoje zachowanie. Nigdy bym się tego po sobie nie spodziewał. Naprawdę jest mi przykro że zostałaś przeze mnie zmuszona do takich rzeczy.

O ile już się domyślasz jestem tym idiotą z klubu który zaczepił cię parę dwa dni temu. Jeszcze raz przepraszam.

Nie wiem jak ci to wynagrodzić. Nie zrobiłbym tego nigdy ale za dużo wypiłem…
Wybaczysz mi?
Kevin Woo.”
Byłam w szoku. Totalnie zaskoczyła mnie jego postawa. Może faktycznie tak jak oceniłam go na samym początku- on by tego nie zrobił tak po prostu. Teraz już naprawdę zaczynałam się martwić co z jego zdrowiem. Całe szczęście podpisał się imieniem i nazwiskiem więc spokojnie mogłam spytać o niego w szpitalu.
Wstawiłam róże do flakonu z wodą. Uśmiechnęłam się.
Wiedział jak mnie do siebie przekonać.
                Zaraz w południe wsiadłam w autobus i udałam się do szpitala do którego go zawieźli. Podeszłam do recepcji i grzecznie spytałam czy mogą mi powiedzieć co ze zdrowiem Kevina.
Za to niegrzecznie usłyszałam że „nie udzielają takich informacji osobom nieupoważnionym”.
Cholerne przepisy. Wściekła odwróciłam się od recepcji i spotkałam się z jakimś białym obiektem.
Lekarz bądź inny pracownik stał przede mną i patrzył dość nieprzyjemnym wzrokiem.
- Słyszałem że pytała pani o Kevina Woo…
- T-tak…- przytaknęłam. Był dość młody więc postanowiłam użyć na nim odrobiny swojej kobiecości. Wyprostowałam się i dyskretnie naciągnęłam moją sukienkę w dół ukazując nieco dekolt. Trzymałam ręce przed sobą. Uśmiechnęłam się lekko – Mógłby mi Pan powiedzieć co z nim? Martwię się że coś się stało… To ja wezwałam pogotowie.
- Pamiętam panią- uśmiechnął się momentalnie – Opatrywałem pacjenta. Mało spotykane zjawisko żeby ofiara troszczyła się o zdrowie oprawcy…
- Skąd Pan wie że…?- zdziwiłam się. Nic przecież nikomu nie mówiłam.
- Pan Woo na drugi dzień koniecznie chciał wyjść z samego rana żeby coś dla Pani zrobić. Powiedział mi że musi przeprosić za to co zrobił. Domyśliłem się że chyba…
- No tak. Układanka sama się ułożyła…
- Dokładnie. Więc chce Pani wiedzieć co u niego? Otóż ma się dobrze. Jedynie przyjdzie zdjąć szwy za parę dni i będzie okej. Nic poważnego.
- Naprawdę? Dziękuję za informacje.
                Całą resztę dnia zastanawiałam się skąd Kevin miał mój adres. Byłam tym nieco przerażona z drugiej strony. Taka informacja nie leży na ulicy, nie da się tego po postu odczytać z czyjejś twarzy. Musiał się trochę namęczyć żeby to zdobyć.
Na szczęście wszystko było z nim dobrze. Mogłam już przestać o nim myśleć.

***

                Nie mogłam. Ciągle miałam w głowie wydarzenia sprzed dwóch tygodni. Nadal zastanawiałam się dlaczego tak bardzo Kevin utkwił mi w pamięci. Przecież wszystko dobrze się skończyło.
Właśnie za chwilę miałam kończyć pracę. Była już prawie północ. Zebrałam swoje rzeczy, fartuszek zostawiłam w szafce i mogłam spokojnie wyjść z lokalu. Jednak przechodząc obok baru zauważyłam w kącie pomiędzy regałem z alkoholem a ścianą błyszczący przedmiot. Przyjrzałam się mu z bliska i spokojnie mogłam stwierdzić do kogo należy.
Spinka z krawatu Kevina. Nie widziałam jej wcześniej… To była kolejna rzecz jaka przypomniała mi o tym zdarzeniu.
Wyszłam z klubu.
Zbliżałam się do rogu budynku. Jednak z daleka widziałam ze ktoś patrzy centralnie na mnie. Osoba stała oparta o samochód i trzymała w ręce ciemno-czerwoną różę. Taką samą jakie ostatnio dostałam.
Podchodząc bliżej rozpoznałam tę osobę. Był nią Kevin. Widząc że idę zerwał się nieco w moją stronę. Na jego głowie widziałam biały bandaż. Zdecydowanie nie pasował do kolejnego dobrze dopasowanego, czarnego garnituru.
- _______...!- zawołał  podszedł nieco bliżej- Czekałem na ciebie…
Byłam zszokowana. Zbliżyłam się do niego i założyłam włosy za ucho. Nie chciało mi się wierzyć że to właśnie on.
- Chciałem przeprosić jeszcze raz- mówił dalej- Bardzo źle się z tym czuje, myślę że ty też nie najlepiej… Nie jestem taki. Nie skrzywdziłbym tak pięknej kobiety- po tych słowach wręczył mi różę i uśmiechnął się lekko- Tamte już zwiędły, prawda?
Pokiwałam głową. Zaśmiałam się lekko i przyłożyłam kwiatek do ust. Spojrzałam na Kevina. Nadal widziałam zmartwienie na jego twarzy.
Naprawdę był szczery.
Można było czytać z niego jak z idealnie zapisanej kartki papieru.
- Martwiłam się- powiedziałam podchodząc jeszcze bliżej.
- T-tak?
- Myślałam że coś ci zrobiłam. O ile pamiętasz…
- Pamiętam wszystko dokładnie. Dlatego tu jestem… Nie mogłem zapomnieć twoje twarzy kiedy już dostałem tą szklanką w głowę- śmiał się lekko- Pewnie masz mi to wszystko za złe.
- N-nie, już nie. Teraz już nie. Ciągle myślałam o tym. Przekonałeś mnie tym co napisałeś w liściku. Teraz jeszcze bardziej…
- Nie chciałem tak zaczynać naszej znajomości. Byłem w tym klubie pierwszy raz, muszę przyznać że chciałem się odezwać wcześniej ale zabrakło mi słów.
- Możemy zapomnieć o tym wszystkim, jeśli chcesz.
- Będę ci za to wdzięczny… Może teraz to głupie że ci to zaproponuje ale… Nie myśl o mnie źle, chciałbym odwieźć cię do domu. Jesteś taka piękna że ktoś mógłby cię napaść… Tak samo jak ja.
- Miałeś o tym zapomnieć!- szturchnęłam go lekko w ramię i zaśmiałam się- Jeszcze na tyle ci nie ufam ale… Ale chyba dam ci szansę.
- Więc wsiadaj.
Kevin otworzył mi drzwi i zaprosił gestem do środka. Faktycznie nie ufałam mu aż tak bardzo ale pomyślałam sobie że znając życie decyzja którą podejmę nie ważne która i tak będzie zła. Tak z doświadczenia.
                Kevin całą drogę tłumaczył mi jakim cudem znalazł mój adres. Faktycznie było to dla niego trudne. Podziwiałam go za to że w ogóle to zrobił. Okazało się że przyszedł do biura mojego szefa po to żeby zostawi tam swoje fałszywe CV i odbył rozmowę kwalifikacyjną. Wcześniej zapłacił koledze żeby zrobił aferę na zewnątrz i kiedy tylko szef wyszedł zaczął grzebać w papierach.
Odwiózł mnie do domu. Poczułam że wcale nie chce się z nim żegnać. Całą drogę rozmawialiśmy jakbyśmy znali się od lat. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Zanim jeszcze wysiadłam przypomniałam sobie o bardzo ważnej rzeczy.
- Zgubiłeś chyba coś…- nachyliłam się do Kevina i przypięłam spinkę do jego krawatu. Poprawiłam jeszcze delikatnie jego kołnierzyk i uśmiechnęłam się.
Kevin przyjrzał się spince. Po chwili odwzajemnił mi uśmiech. Kiedy ja chciałam wysiąść uprzedził że otworzy mi drzwi. Kiedy wyszłam z samochodu lekko mnie do siebie przytulił.
To nie był już ten sam dotyk. Teraz czułam się o wiele… Lepiej. To było delikatne, subtelne. Całkowicie do niego pasowało.
Serce zaczynało mi szybciej bić. To było dziwne uczucie.
Czegoś takiego nie doświadczyłam jeszcze przy żadnym chłopaku, nawet przy moim byłym.
- Wybacz- odsunął się ode mnie nieco zawstydzony- Jestem ci wdzięczny za to że tak to się wszystko teraz potoczyło.
- Nie chciałam cię skreślać.
- Obiecaj że tego nie zrobisz.
Spoważniał. W pewnej chwili zaczynał się nachylać w moją stronę. Oparłam się na samochodzie i nie wiedzieć dlaczego przymykałam powoli powieki. Kevin położył dłoń tuż obok mojej głowy i był coraz bliżej. Poczułam jego oddech na swoim policzku. Za chwilę nasze usta złączyły się w równie subtelnym jak jego dotyk pocałunku.
Przechylił głowę na bok i drugą dłoń położył na moim ramieniu. Mimowolnie objęłam go swoimi rękoma i oddałam się temu pocałunkowi.
Naprawdę było przyjemnie.
Jak mogłam na to pozwolić…
                Nawet nie zapalałam światła. Zdjęłam tylko swoje buty i rzuciłam je w kąt. Kevin rozpiął swoją marynarkę i szedł za mną przy okazji również pozbywając się butów.
                Odwróciłam się w jego stronę. Trzymał dłonie na moich policzkach i kolejny raz mnie pocałował. O wiele głębiej, o wiele lepiej. Namiętny pocałunek przerodził się w dotyk. Dotyk stał się czymś więcej a my totalnie oddaliśmy się przyjemności.
Nie powinniśmy?
Kłamstwo.

***

                Byliśmy udaną parą już od roku. Mieszkaliśmy razem w moim… NASZYM mieszkaniu i cieszyliśmy się każdym dniem spędzonym razem. Kevin nie chciał żebym dalej pracowała w klubie.
- Należysz tylko do mnie i nie chciałbym żeby ktoś inny to zlekceważył…
- Jesteś samolubny wiesz?- zaśmiałam się siedząc u niego na kolanach i trzymając ręce na jego ramionach.
- Być może- na jego twarzy pojawił się uśmieszek- Jestem twój, a ty jesteś moja… Kochanie.


~Sungmi
Ps. Wybaczcie za dwa razy powtórzony motyw w opowiadaniu z Gigwangiem i poprzednim... Dopiero mi sie skojarzyło jak już go napisałam... Ale chyba nie jest aż tak podobny, prawda? :(

2 komentarze:

  1. Przyjemny scenariusz, tylko szkoda, że krótki. :( Kevin taki trochę bad boy jak jest napity, ale później słodziak. xd Czemu mi nikt nie wręcza kwiatów.? :(
    ~Rin

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny scenariusz, podoba mi się Twój styl pisania. Bardzo przyjemnie się czyta.
    Proszę pisz więcej z Kevinem :D <3

    OdpowiedzUsuń